PLAYGROUND
Brak elektryczności, dostępu do wody pitnej i edukacji to tylko niektóre deficyty na tym obszarze. Małymi krokami staram się zmieniać najbardziej rażące rzeczy i idzie to całkiem dobrze.
Przede wszystkim inwestujemy w edukację najmłodszych, bo to w nich nadzieja na lepszą przyszłość. Przy wsparciu ludzi o wielkich sercach, wybudowaliśmy już dwa pomieszczenia szkolne. Nasza szkoła to wzorcowa jednostka edukacyjna w całej okolicy.
Dzięki temu, że klasy są wysokie i przewiewne, można w nich komfortowo prowadzić lekcje, nawet w bardzo upalne dni. Uczniom zapewniamy pomoce edukacyjne, gdyż ich rodziców nie stać na zakup choćby ołówków. Kończymy budowę kuchni – dzieci dostają również posiłek podczas pobytu w szkole. Uczą się chętnie i serce rośnie, kiedy patrzy się, jak zmienia się ich życie wraz z rozwojem szkoły i całego otoczenia.
I właśnie to otoczenie chcielibyśmy wzbogacić o plac zabaw przy szkole (dzieci tamtejsze nie mają nawet najprostszych zabawek, żadnego dedykowanego miejsca, w którym mogłyby spędzać czas po lekcjach).
Zrobiliśmy rozeznanie i wiemy, w jaki sposób można to zorganizować. Cała trudność polega na dostępności materiałów.
Trzeba stworzyć to miejsce w oparciu o to, co jest możliwe do zakupienia – to głównie zużyte opony i metal. Jednak tam nikt nie podaruje nam nawet zużytych opon czy rur metalowych, bo dla wszystkiego można znaleźć praktyczne zastosowanie, np. z opon robi się klapki.
To będzie bardzo kolorowe miejsce, napawające optymizmem i pozwalające dać dzieciom dużo radości. Radości, która będzie towarzyszyć im każdego dnia w ich jakże krótkim okresie dzieciństwa. Poniżej kilka fotek jak to miałoby wyglądać:
Dla tamtejszych dzieciaków plac zabaw to nieznane pojęcie, więc skłamalibyśmy pisząc „SPEŁNIJMY ICH MARZENIA”… One nie wiedzą nawet, co to jest huśtawka. To wykracza poza zakres ich wyobraźni, ale wspólnymi siłami możemy stworzyć dla nich miejsce bardzo potrzebne do prawidłowego rozwoju każdego dziecka.
REALIZACJA
Budowa placu zabaw była dość kreatywnym przedsięwzięciem. Ze względu na brak dostępności wielu materiałów, projekt musiał być dostosowany do tamtejszych realiów.
Zaczęliśmy od zakupu opon, które miały pełnić podwójna funkcję: jedną z nich była ścieżka zdrowia do biegania, drugą wytyczenie granic placu zabaw. Być może nie widać tego w efekcie końcowym, ale wykorzystaliśmy 150 opon:) Wszystkie trzeba było umyć i pomalować.

Rozpoczynając budowę, nie spodziewaliśmy się tylu niespodzianek i tak ogromnego wysiłku. Największe wyzwanie stanowiło drewno. Tu jest problem nie tylko z odpowiednim wymiarem desek, ale również z ich dostępnością i jakością. Lokalne władze obiecały dać drewno za free, co było dość dużym sukcesem, bo jak większość z nas wie, w Afryce panuje bieda i ciężko jest uzyskać nieodpłatnie cokolwiek. Ustaliliśmy więc, że za drewno nie płacimy, ale pokrywamy koszty jego obróbki. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy co to za drewno:)
Pełni entuzjazmu wyruszyliśmy w drogę. Podróż zajęła nam około 40 min i im dłużej jechaliśmy, tym na większym pustkowiu się znajdowaliśmy. Pomyśleliśmy przez chwilę, że to trochę dziwne, że tartak jest na takim odludziu, ale jeszcze wtedy nie domyśliliśmy się tego co na nas czekało:) Kiedy dotarliśmy na miejsce, byliśmy nieco zdezorientowani, bo zatrzymaliśmy się w środku buszu, żadnego tartaku w zasięgu wzroku nie było. I tu właśnie zderzyliśmy się z afrykańską rzeczywistością i jakże błędnym (w tamtejszych realiach) europejskim sposobem myślenia.
Przed naszymi oczami rosło jedyne w całym regionie drzewo, które miało wystarczająco grube konary, żeby można było wykorzystać je do budowy placu zabaw. Nie byliśmy w stanie uwierzyć, że to dzieje się naprawdę:).

Niestety wysiłki poszły na marne, drzewo było spróchniałe, a innego w całej okolicy nie było. Musieliśmy zweryfikować nasze plany i zadowolić się tym, co jest dostępne. Trzeba było zmienić koncepcję. Na zdjęciu: skład drewna pozyskanego z lasów rządowych – tylko dzięki grzeczności władz lokalnych możliwy był jego zakup. Czuliśmy się naprawdę wyróżnieni:)

Większość elementów musieliśmy wykonać z metalu. W innym miejscu kupowaliśmy rury, w innym zlecaliśmy spawanie. Logistyka spora. Poniżej transport huśtawek.

Gdy już mieliśmy komplet potrzebnych materiałów, ruszyliśmy do pracy. Pomagały również dzieci.
Było dużo pracy, zaangażowania i satysfakcji. To było zupełnie coś nowego nie tylko dla dzieci, ale również dla ekipy wykonawczej więc musieliśmy sporo pomagać. Czasem łatwiej było coś wykonać samemu niż wytłumaczyć jak to zrobić. Głównym problemem był brak dostępności do prądu. Można było zorganizować generator, ale to i tak na nic, bo nie ma skąd wypożyczyć wiertarki… Wiertarka akumulatorowa, którą przywieźliśmy z Polski, wystarczała na 40 minut. Drewno było szlifowane i przycinane ręcznie. Bez posiadania sprzętu to był naprawdę ogromny wysiłek. Dochodziła bariera językowa, ale finalnie daliśmy radę:) Radość dzieci nie do opisania. To dla wszystkich powód do dumy z posiadania tak wyjątkowego miejsca, jakim jest plac zabaw przy szkole- jedyny w całej okolicy. Aby obejrzeć efekt końcowy, zapraszam do galerii zdjęć.